Stream Bajka o złej czarownicy by Katarzyna Misterka on desktop and mobile. Play over 320 million tracks for free on SoundCloud.

Bajka Żegoty – interpretacja | wypracowanie Bajka Grockiego opowiedziana przez Żegotę, czyli opowieść o ziarnie, zawarta została w pierwszej scenie trzeciej części „Dziadów”. Mężczyzna tytułujący się żartobliwie szlachcicem sejmikowym (w ten sposób chce skłonić innych do wysłuchania jego słów) opowiada ją zaraz po relacji Jana Sobolewskiego, który mówił o młodzieńcach wywożonych na Sybir. Dzięki temu chce wlać optymizm w serca współwięźniów, pokazać im, ze istnieje nadzieja na lepszą przyszłość. Wypowiada przecież następującą kwestię: Lubo car wszystkie ziarna naszego ogrodu / Chce zabrać i zakopać w ziemię w swoim carstwie, / Będzie drożyzna, ale nie bójcie się głodu; / Pan Antoni już pisał o tym gospodarstwie. Treść bajki Gdy Bóg wypędzał ludzi z Raju miał świadomość, że musi im pomóc, by nie umarli z głodu. Nakazał więc aniołom przygotować zboże i rozsypać ziarno na ludzkiej drodze. Adam nie wiedział, co z nim uczynić, więc zostawił je rozrzucone. Jednak zwróciło ono uwagę diabła. Chcąc ukryć je przed ludźmi i nie dopuścić do realizacji planu Najwyższego, postanowił je zakopać. Pewny swego zwycięstwa zaśmiał się w głos i zniknął. Wiosną, pomimo jego najszczerszych starań, w tych miejscach wyrosły bujne źdźbła. Żegota kończy swe opowiadanie następującymi słowami: O wy! co tylko na świat idziecie z północą, / Chytrość rozumem, a złość nazywacie mocą? / Kto z was wiarę i wolność znajdzie i zagrzebie, / Myśli Boga oszukać - oszuka sam siebie. Sens i symbolika Bajka Grockiego odwołuje się do odwiecznego cyklu wpisanego w przyrodę. Znany jest on już z mitologii (Izys i Ozyrys, Demeter i Kora), a dotyczy wciąż powtarzającego się rytmu życia, jego nieprzerywalności. Wyraźnie nawiązuje także do przypowieści o siewcy, w której ziarno oznacza słowo Boże, a to, co z niego wyrośnie, stanie się wartościowe. W kontekście historii przytoczonej przez Jana Sobolewskiego ziarnem stają się ludzie wywożeni na Sybir i cierpiący prześladowania ze strony zaborców. Chociaż, podobnie jak diabeł w bajce, oprawcy starają się zniszczyć owo ziarno, doprowadzić do tego, by stało się bezwartościowe, ich plan skazany jest na niepowodzenie. Na gruncie użyźnionym tą wielką ofiarą wyrosną kolejne pokolenia, dla których patriotyzm i wolność będą miały szczególne znaczenie. W ofierze ludzi cierpiących prześladowania za ojczyznę można dostrzec także podobieństwa z ofiarą Chrystusa. W świecie uświęconym tym aktem powstało nowe społeczeństwo kierujące się chrześcijańskim kodeksem wartości. Z kolei poświęcenie mieszkańców Rzeczpospolitej ma doprowadzić do tego, że kolejne generacje będą pielęgnować miłość do ojczyzny i wolności, będąc przy tym zdolnymi do poświęceń. Rozwiń więcej

Na luzie. Stare kreskówki. Pamiętacie te bajki? ;) 11 września 2006. Sentymentalna podróż za darmo :-) „Wilk i Zając”, „Reksio”, „Bouli” czy „Muminki” i wiele innych.. Na tych bajkach wychowywaliśmy się ;-) Wielu z nas ma je jeszcze na kasecie video, ale w dobie komputerów wiele filmów oglądamy na naszych pecetach.

Żółw Czesiek Czy słyszeliście historię o żółwiu, dziwnym niebywale, i o tym, że miał ze sto lat prawie? Żółw Czesiek, z pozoru nietypowy na plecach nosił swój domek, który był bardzo kolorowy. Na domku jego widniały przeróżne rysunki, które sporządziły niegrzeczne wiewiórki. Zwierzątka, które mieszkały nieopodal niego codziennie mu dokuczały, pytając się, dlaczego dźwiga domek swój przez dzień cały, dlaczego nie wychodzi z niego i czy nie bolą go krzyże od tego. Tych pytań było bardzo wiele, czasem za dużo, by móc odpowiedzieć w jednej chwili, więc i z tego powodu nikt z nim nie rozmawiał, bo szybkiej odpowiedzi nigdy nie dostawał. Inne zwierzątka o żółwiu nawet nie myślały, same w swoim gronie zabawom się oddawały: wiewiórki po drzewach skakały i coraz to nowsze figle wymyślały, kogut przygrywał na swoim grzebieniu, a żaba odpoczywała pod dużym liściem w cieniu. Sowa na wszystko z góry spoglądała, małpka się na swoim ogonie huśtała, kaczki z królikami bawiły się w chowanego, szczur założył okulary i udawał bardzo ważnego. Ryby w stawie pływały, miś śmiał się głośno, krzycząc, że nie ma już siły i że ze śmiechu brzuch mu zaraz pęknie, jeżeli ktoś mu z pomocą nie przybiegnie. Czesiek smutniał z dnia na dzień, nieraz usuwał się w cień i myślał, co ma zrobić, by zwierzątka się z nim bawiły i swoją uwagę ku niemu zwróciły. Pewnego ciepłego dnia wiosennego nic na burzę nie wskazywało – nagle silnym wiatrem zawiało i bardzo mocno się rozpadało. Tym, którym udało się schronić, to szczęściarze. Mrówki dwie, które nigdy się nie rozdzielały, w ulewie stały i z zimna bardzo drżały. Jedna na drzewo się wdrapała i do koleżanki nawoływała, że tutaj dobry schron będzie, więc niech i ona tutaj przybędzie. Pomysł jednak nie wypalił, mrówce wdrapać się nie udało, więc i tamta na ziemię wróciła i dalej w ulewie jedna z drugą tkwiła. Żółw, który nie miał ze schronem kłopotu, zaprosił je do swojej komnaty i zaparzył ciepłej herbaty. Mijały godziny, a deszcz nadal padał, mrówki z żółwiem siedziały i o różnych rzeczach rozprawiały. Zauważyły, że jest bardzo dla nich życzliwy, że nie jest tym żółwiem, o którym słyszały, więc czyżby się przesłyszały, kiedy wiewiórki i inne zwierzęta o nim różne rzeczy wygadywały? Teraz się go zapytały o ten domek, który dźwiga na plecach, czy to nie kłopot dla niego, że nie rusza się na krok bez niego. On im na to odpowiedział: „Mój wiek już sędziwy, na przeprowadzki nie mam już siły, zresztą i tak by mi się już nie chciało, wiele się w moim życiu działo, z tym domkiem się urodziłem, w nim wychowałem, więc nie dziwcie się, że bardzo się z nim związałem. Zresztą tutaj wypoczywam i sił nabieram. Mam też czas na przemyślenia, ale co z tego, jak nie mam przyjaciela, by powierzyć mu swoje troski i zmartwienia”. Potem jeszcze długo gawędzili, żartowali i się cieszyli. Czas mijał spokojnie, a gdy słońce niebo rozjaśniło, mrówkom do innych zwierząt się spieszyło. Czesiek pomyślał, że mają dość jego towarzystwa, więc ich nie zatrzymywał, tylko drogę do wyjścia wskazywał. Gdy zwierzątka mrówki ujrzały, bardzo się ucieszyły i do zabawy je zaprosiły. Jednak one miały coś do oznajmienia, nie zwlekając, przystąpiły do przemówienia: „Dzisiaj, gdy tak bardzo padało i nie znalazłyśmy schronienia, Czesiek pomógł znieść nam pogody utrudnienia. Bez jego gościnności przemokłybyśmy do samej kości. On zaparzył ciepłej herbaty i zaprosił do komnaty. Każdy ma swoje przyzwyczajenie, a domek ma dla niego rodzinne znaczenie”. Zwierzątka się temu przysłuchiwały, ze zdumienia oczy szeroko otwierały. Tego dnia pamiętnego zaprosiły Cześka do grona swojego. Zobacz też: Jak biblioterapia pomaga dzieciom z autyzmem? Przykładowe pytania: Kto jest głównym bohaterem? Jak wyglądał żółw? Dlaczego inne zwierzątka z nim nie rozmawiały? Co wydarzyło się pewnego dnia? Kto udzielił schronienia mrówkom? Gdy mrówki opuściły dom żółwia i wróciły do innych zwierząt, co im powiedziały? Zobacz też: Biblioterapia - siła książek w terapii Fragment pochodzi z książki "Bajki rymowane w biblioterapii" autorstwa Agnieszki Łaby (Impuls 2010). Publikacja za zgodą wydawcy. Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Bajka o czlowieku szczliwym; nowe opowiadania by uawski, Jerzy, 1874-1915. Publication date 1914 Publisher Warszawa Tow. Akc. S. Orgelbranda Collection robarts; toronto
Bajka o ekologii Na środku błękitnego, ciepłego morza leżała wyspa. Latem grzana słońcem i chłodzona morską bryzą, pachniała jaśminem i kwiatem pomarańczy. Zimą potrafiła zaskoczyć kapryśnym deszczem lub burzowymi falami, nigdy jednak nie dokuczała mrozem. Wyspą rządził król Ambroży. Dobry to był król, który nie dbał tylko o siebie, jak wielu, ale też o swoich poddanych. Każdego dnia przed południem mogli przychodzić do niego i o posłuchanie prosić. Ambroży rozsądzał waśnie, rozstrzygał spory, a często i biednym pomagał. Spraw było tak wiele, że nie wszystkie udało się załatwić, każdy jednak mógł być wysłuchany. Król zaczynał poranki od wyjścia na balkon wieży zamkowej. Opierał dłonie na rzeźbionej, drewnianej balustradzie i oglądał z góry swe królestwo. Wśród parków, domów i ulic stolicy słyszał śpiew ptaków oraz gwar mieszkańców. Gdy spojrzał dalej, gdzie kończyło się miasto, widział żółto-rude pola i ciemną zieleń lasów. Jeszcze wyżej, na horyzoncie zaczynał się granatowy kolor morza, przechodzący na koniec w jasny błękit nieba. Ambroży przymykał oczy, wczuwając się w zapachy wyspy. Dobrze się żyło w królestwie na wyspie. Pewnego dnia na poranną audiencję do króla przyszedł pasterz. Był to starszy, siwy mężczyzna ubrany w lniany, prosty strój i podpierający się długim kijem. Trzymał się przez dłuższy czas na uboczu, a kiedy jako ostatni wyszedł na środek, drżącym głosem powiedział: – Miłościwy Panie! Chciałbym prosić Cię o pomoc i wstawiennictwo. Brakuje łąk, na których mógłbym wypasać moje owce. Każde miejsce na wyspie zajmują wielkie uprawy. Po kilku latach na takich polach, na których tylko jedne rośliny się sadzi, miejsce pozostaje puste i jałowe. Ja natomiast nie mam gdzie się ze stadem podziać. Król wysłuchał pasterza i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Na wyspie jest wiele miejsc dla Ciebie i Twoich owiec. Wędruj na północ i tam na pewno je znajdziesz. Zadowolony z siebie dał znać, że audiencja została zakończona i o sprawie szybko zapomniał. Tej nocy Ambrożemu przyśnił się jednak niepokojący sen. Stał w nim na wieży zamkowej i swoją wyspę jak zwykle oglądał. Jednak zamiast pięknych kolorów pól i lasów zobaczył tym razem bury piach i szary pył unoszony przez wiatr. Rano, gdy tylko się obudził, wyszedł na balkon. Na szczęście wszystko zastał po staremu. Wzdrygnął się na wspomnienie snu. Poranne słońce szybko poprawiło mu jednak humor, szczególnie, że grupka ludzi na miejskim placu, gdy tylko zobaczyli go na balkonie, zaczęła wiwatować. Tego dnia na audiencji pojawił się leśnik. Postawny, wyprostowany mężczyzna ubrany był cały na zielono. Prężnym krokiem wyszedł przed króla i powiedział: – Królu nasz! Ja chciałbym prosić Cię o pomoc nie dla siebie, ale w imieniu wszystkich zwierząt i roślin, które żyją w lasach. Na wyspie ciągle buduje się nowe domy i obsiewa pola. Wycina się przy tym drzewa i coraz mniej ich tutaj rośnie. Jeszcze trochę i miejsca dla leśnych stworzeń zabraknie. Król tym razem słuchał uważniej i nawet głową pokiwał. Nie miał jednak pomysłu, co z tym zrobić, więc tylko obiecał nad całą sprawą się zastanowić i audiencję zakończył. W nocy Ambrożemu przyśniły się ogrody zamkowe. Wydawały się zwyczajne, ale coś się nie zgadzało. W pewnym momencie zorientował się, że otacza go zupełna cisza. Nie słyszał ani śpiewu ptaków, ani brzęczenia owadów. Dźwięk jego kroków odbijał się od murów zamku i wracał złowieszczym echem. Obudził się bardzo przejęty i uspokoił dopiero na balkonie, gdzie wśród gwaru przechodniów usłyszał znów szczebiot jaskółek. Odetchnął i wrócił do komnaty. Kolejna audiencja była również inna niż zwykle. Tym razem pojawił się na niej rybak, niski i chudy, o twarzy wysmaganej wiatrem i pobrużdżonej solą morską. – Czy wiesz Królu, co się dzieje z brudami całej stolicy? – zapytał, gdy przyszła jego kolej. – Wylewane są one do rzek, jezior i morza. Przez to woda w nich nie jest już taka czysta jak kiedyś, a ryb w niej ubywa. Muszę coraz dalej w morze wypływać i nowych łowisk szukać. Coraz trudniej z łowienia mi utrzymać moją rodzinę. Król słuchał, kiwając głową. Gdy ten skończył, wezwał marszałka i kazał wydać rybakowi pięć złotych dukatów jako pomoc w zakupie większej i szybszej łodzi. Wszyscy podziwiali szczodrość króla i audiencja zakończyła się wiwatami na cześć Ambrożego. Dziwny sen do niego jednak wrócił. Siedział w sali biesiadnej, pośród ucztujących gości. Gdy jednak podniósł kielich do toastu, zobaczył, że płyn w nim jest czarny, błotnisty i śmierdzący. Rozejrzał się po sali i zobaczył, że wszyscy łapią się za brzuchy w boleściach. To go obudziło. Poszedł zaraz do zamkowej toalety i sprawdził jaką wodę tam znajdzie. Na szczęście w królewskiej komnacie woda była chłodna i przejrzysta. Przemył twarz i spokojniejszy wrócił do sypialni. Kolejnego dnia, wśród czekających na królewskie posłuchanie, wyróżniał się starszy mężczyzna o długiej brodzie i siwych włosach. Był znanym w całej okolicy mędrcem, rzadko widywanym poza swoim domem-biblioteką. Poruszał się powoli i podpierał laską, odezwał się jednak nadspodziewanie czystym i dźwięcznym głosem: – Królu! Od wielu dni przychodzą do Ciebie ludzie, prosząc o pomoc i ostrzegając przed niebezpieczeństwami. – zaczął. – Mówią o znikających lasach, jałowiejącej ziemi i coraz bardziej brudnej wodzie. To wszystko zmienia naszą wyspę nie do poznania. Nie wystarczy już odkładać decyzji i kupować nowych łodzi. Inaczej skończą się łagodne lata i spokojne zimy, a fale morskie zaleją w końcu i zniszczą wyspę. – Co proponujesz? O co prosisz? – spytał poważnie zaniepokojony słowami mędrca król. – Gdyby to było takie proste. Gdyby była jedna rzecz, której zrobienie zapewni nam spokojną przyszłość… Czegoś takiego nie ma. Zamiast tego musimy w każdej sprawie, w każdej decyzji robić to, co jest dobre dla ziemi, wody, powietrza, dla przyszłości naszej wyspy. Król zasępił się. Co to miało oznaczać? Jak to zrobić? – myślał. Jednak ani on, ani jego dworzanie nie znali na to odpowiedzi. bajka o ekologii W nocy Ambroży położył się późno i długo nie chciał zasnąć. Bał się, że nawiedzi go kolejny koszmar. Rzeczywiście, pojawił się, gdy tylko zamknął oczy. Znowu stał na wieży zamkowej i jak sparaliżowany patrzył na rosnące fale morskie, niosące góry brudów i śmieci, zbliżające się do murów stolicy. Przerażony widział kolory wyspy zlewające się w złowieszczy, ciemny granat sztormowego morza i słyszał jak gwar ludzi i śpiew ptaków ustępuje wyciu wichru. Rano wyszedł jak zawsze na zamkowy balkon. Na razie słońce grzało, ptaki śpiewały, a na błękitnym niebie nie było nawet chmur. Spojrzał w dół na miasto, gdzie tłum ludzi przelewał się ulicami. Każdy był zajęty swoimi sprawami i nie interesował się wyspą, jej powietrzem, wodą i ziemią. W tym momencie zobaczył wśród nich jasnowłosą dziewczynkę. Zaczął przyglądać się, co robi. Chodziła po głównym placu miasta, zbierając śmieci pozostawione przez niefrasobliwych mieszkańców. – Jest nadzieja dla naszej wyspy. – pomyślał Ambroży. Zszedł z wieży i wyszedł na plac przed zamkiem. Odnalazł ją w tłumie i zaskoczoną uściskał. Wziął na ręce i pokazał zebranym na placu ludziom, ogłaszając: – Bierzmy wszyscy przykład z tej dzielnej dziewczynki. Ona prawdziwie robi coś, by ulice naszego miasta nie utonęły w śmieciach. Od dzisiaj, jeden dzień w miesiącu każdy mieszkaniec stolicy spędzi, porządkując nasze piękne miasto. Ja sam, wraz ze swoim dworem się do tego przyłączę. Stąd właśnie wziął się tradycyjny dzień sprzątania wyspy. To nie wszystko. Po powrocie do zamku wezwał do siebie mędrca i mianował go nadwornym ekologiem. Miał zawsze towarzyszyć audiencjom króla i w każdej sprawie doradzać. Wszystko, co robili, miało przede wszystkim wyspie nie szkodzić. Od tego dnia złe sny przestały nawiedzać Ambrożego. Zasypiankowa książka – Jeżyk Cyprian i przyjaciele O ilustratorce:Danka Markiewicz – autorka i ilustratorka, która opublikowała pierwszą książkę we Włoszech (gdzie mieszka). Nie może się doczekać wydania swoich powieści w Polsce. Zilustrowała dwie książki włoskiego wydawnictwa. Prowadzi bloga Nieustannie się uczy i stara jak najczęściej rysować.
VhwB.
  • upzb7wvsnu.pages.dev/51
  • upzb7wvsnu.pages.dev/35
  • upzb7wvsnu.pages.dev/65
  • upzb7wvsnu.pages.dev/60
  • upzb7wvsnu.pages.dev/94
  • upzb7wvsnu.pages.dev/81
  • upzb7wvsnu.pages.dev/38
  • upzb7wvsnu.pages.dev/45
  • bajka o żółtych ludzikach